Edukacja kulturalna w Europie

Edukacja kulturalna – bardzo pojemne pojęcie. Jak definiują jej cele w Rosji, Niemczech, Holandii, Francji czy Czechach? Jakie są ich dobre praktyki  i jak działają organizacje kulturalne, szczególnie na obszarach wiejskich, gdzie nie ma gęstej siatki instytucji kultury a dojazdy dzieci są utrudnione i zależą od dyspozycyjności rodziców?

Aby to sprawdzić  niemiecka  organizacja społeczna LKJ (Saksoński Związek Edukacji Dzieci i Młodzieży) z Lipska, zorganizowała międzynarodową konferencję i wizytę studyjną w organizacjach kulturalnych działających w małych miejscowościach w Sakosonii. Do Akademii Ewangelickiej w średniowiecznej Miśni zaprosiła lokalnych aktywistów, a także gości ze wszystkich wymienionych powyżej państw, którzy pokazywali jak rozumieją edukację kulturalną oraz jak przekłada się to na praktykę.

Reprezentując CEO opowiadałam tam o dwóch projektach – „Kulthurra!” i „Sztuka w terenie”, opowiadając jak edukacja kulturalna przyczynia się do budowania lokalnej tożsamości. Wszystkie projekty czy dzieła sztuki powstałe w tych programach odnoszą się do lokalności – historii, legend, podań, biografii znanych i nieznanych osób, które żyły w okolicy współpracujących z nami szkół. Naszymi priorytetowymi uczestnikami w obu programach są szkoły z miejscowości do 20 000 mieszkańców, gdzie by uczestniczyć w wydarzeniach kulturalnych często trzeba zaplanować wycieczkę za miasto.  W obu programach chcemy by uczniowie stali się współtwórcami oferty kulturalnej w swoich miejscowościach. Aby aktywnie uczestniczyli w działaniach twórczych. W „Sztuce w terenie” dodatkowo dbamy żeby artyści, zrealizowali dzieła sztuki dla miejscowości – takie które można zawiesić na stornie gminy i które dotyczą dokładnie tego, co dla lokalnej społeczności ważne i z czym się identyfikują.  To właśnie dlatego nasze programy wzbudziły na konferencji tak duże zainteresowanie.

Mobilność – trudności w dojazdach na zajęcia i do instytucji kultury;  odpływ kadr ze wsi, czyli  przyciąganie artystów przez ośrodki  miejskie;  niedostatecznie atrakcyjne formy zatrudnienia twórców na prowincji no i oczywiście niedostateczne finansowanie, to główne problemy,  które napotykają edukatorzy kulturalni w całej Europie, nie tylko w  Polsce.

Nasi partnerzy chcieli nam więc pokazać w jaki sposób starają się przełamać te bariery w dostępie do kultury we własnym regionie. Wyruszyliśmy w kilkudniową podróż po Saksonii, gdzie odwiedzaliśmy ośrodki kultury na prowincji. Objechaliśmy ponad 10 miejscowości i odwiedziliśmy całą gamę instytucji – od klubu młodzieżowego Eastclub organizowanego niemal oddolnie przez młodzież i animatorów wyrastających z ruchu motocyklistów w Bischofswerda, przez świetnie wyposażone odpowiedniki naszych  domów kultury jak w Steinhaus Bautzen czy Volkkunstschule Oederan. Mogliśmy odwiedzić szkoły z uwagą traktujące edukację do twórczości (pracownie krawieckie, studia nagrań, dziesiątki instrumentów, klasy profilowane) jak w Waldenburg czy w Evangelischen Schulgemeinschaft Erzgebirge. Pojechaliśmy do bardzo inspirującego klubu tańca współczesnego dla dzieci i dorosłych TanzART w starej przetwórni ryb w Schirgiswalde/Kirschau, a nawet byliśmy w muzeum w nieistniejącej już kopalni węgla brunatnego Bergbaumuseum w Oelsnitz, gdzie oprowadzały nas dzieci i niezwykła, zaangażowana edukatorka. W kopani zorganizowano nam kolację z muzyką świąteczną na żywo, a gdy po godzinach, dla specjalnie wyselekcjonowanej grupy zainteresowanych pani edukatorka uruchomiła z wypiekami na policzkach wielką parową maszynę, było już jasne, że kopalnia ma dla tożsamości mieszkańców Oelsnitz znaczenie dużo głębsze, niż niejedno muzeum narodowe…

W pamięci zapadnie mi jednak przede wszystkim wizyta w Kinder- und Jugendbegegnungsstätte w miejscowości Frohburg, które oprócz tego, że kilka godzin dziennie działa jako klub dla okolicznej młodzieży oferujący projekty z zakresu edukacji kulturalnej, ostatnio został tez ośrodkiem dla uchodźców. W niewielkim pawilonie, będącym za czasów DDR klubem  pionierów, a potem ośrodkiem kolonijnym, mieszkają chłopcy, uchodźcy z Syrii, którzy w wyniku działań wojennych stracili rodziców lub zostali oddzieleni od swoich rodzin. Mieszkają w dwuosobowych pokojach, w których czasem przez całą noc nie gasną nocne lampki, strażniczki dobrych snów. Nad ich zdrowiem i spokojem działa 10 wychowawców i terapeutów. Chłopcy uczą się języka, chodzą do niemieckich szkół, mają siłownie, rowery, kieszonkowe. Mogą spotykać się z młodymi ludźmi z okolicy, którzy wciąż w ciągu dnia odwiedzają klub by wziąć wraz z nimi udział w projektach kulturalnych, pograć w bilard, czy skorzystać z placu zabaw. Gdy chłopcy kończą 18 lat wynajmowane są dla nich wspólne mieszkania w miastach i stopniowo dąży się do ich usamodzielnienia przede wszystkim przez kierowanie ich do szkół zawodowych gwarantujących dość szybkie znalezienie się na rynku pracy. Działanie to  podobne jest do naszych domów dziecka. Problemów jest wiele, migracje to nie jest łatwa sprawa, to wielkie obciążenie, ograniczenie, nie ma tutaj mowy o równym starcie dzieci Syryjskich i Niemieckich. Jednak w malutkim Frohburgu oddalonym zaledwie o 200 km od Zgorzelca czuć, że wzięto sprawy w swoje ręce i podejmuje się tu nawet te najtrudniejsze wyzwania współczesności.

Wizyta w Saksonii to doświadczenie bogate i wielowątkowe. Duże zainteresowanie zgromadzonych gości  „Kulthurrą!” i „Sztuką w terenie” pokazuje jakość i wartościowość naszych działań skupiających się na budowaniu tożsamości i własnej wartości poprzez aktywne uczestnictwo w kulturze i kontakt ze sztuką. Problem finansowania kultury i rozumienie krytycznego potencjału wychowania do twórczości, to jednak kwestie bardzo różnorodnie rozumiane w Europie. Różnice występują nie tylko na poziomie państwowym, ale też między miejscowościami i środowiskami. Jedno jest pewne. Edukacji kulturalnej należy się dużo poważniejsze miejsce w systemie edukacji formalnej czy nieformalnej, niż ma to miejsce dziś.  A efektu jaki ma na jednostkę kontakt ze sztuką nie zastąpi nawet najlepiej przygotowana lekcja matematyki…

Maja Dobiasz-Krysiak